Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/181

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdzisław mówił:

Głęboko w ziemi w skał twardej osłonie,
Strumień się sączy nieznany dla świata,
Szmer wody uszu ludzkich nie dolata,
Mętne, jak kiry czarne, jego tonie.

Nigdy ponad nim tu słońce nie płonie,
Obcą mu tęcza motyli skrzydlata,
Zefiru tchnienie, kwiatów barwna szata...
Nie patrzy w niego lazur w gwiazd koronie...

Przez długie wieki ciche wody cieką,
Nikt o istnieniu nie myśli strumienia...
Nagle, dopływem tajemny wezbrany,

Strumień się staje wielką rwącą rzeką
Podmywa komór filary i ściany,
Tytanów dzieła w zapadlisko zmienia.

— I to wszystko pan przemyślał tu na tej ławeczce? — spytała Marynia.
— Ach, znacznie więcej jeszcze; ot tam na zrębie skały jest wyryty tytuł, cudnego niedokończonego jeszcze poematu.
Marynia przeczytała wyciosany młotkiem górniczym napis: MARYNIA.
— I to, to czupiradło ma być takim ładnym poematem? — zawołała śmiejąc się głośno, aż echo zadzwoniło o ściany.
— Z tak trudnym do spamiętania tytułem, że musiałem go często powtarzać. Widzi pani:

Ich schnitt’es gern in alle Rinden ein,
Ich grüb’es gern in je-den Kieselstein
Ich möcht’es sän auf je-des frische Beet.

zanucił Zdzisław: