Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/32

Ta strona została uwierzytelniona.

z kopalni dzień cały słyszy się w szybie. Ale ten głos był jakiś zupełnie inny: był taki mocny, tak przenikliwy, tak gwałtowny, jak krzyk przestrachu, jak jęk rozpaczy; głos ten odbił się echem w jego sercu, które przeczucie złowrogie ścisnęło... Miał już odchodzić, spieszno mu było do domu, ale zatrzymał się chwilę. „Szala“ wyjechała z szybu ludźmi nabita i nim spytał o powód tak gwałtownego sygnału rozległ się okrzyk:
— Ogień w kopalni!!
Ogień w kopalni — dla górnika znaczy tyle, co śmierć; to żywioł, którego ludzka siła pokonać nie zdoła! Idzie z szaloną szybkością, jak Demon zniszczenia siejąc zagładę...
Wszystko co w drogę mu wejdzie, prócz skały, w proch obraca i nim w płomienie chwyci, już gazem węglowym odurza i zabija.
Ten, który pierwszy zawołał „ogień“ zemdlał! trzech innych wyniesiono z szali bez przytomności.
— Czy w moim rewirze? — spytał górnika, który miał na sobie odzież podartą.
— Nie! w zachodnim!
— Dał kto znać moim ludziom?
— Nie wiemy; wszystko z zachodnich gór ucieka, ścisk w podszybiu taki, że przebojem ledwie dostać się można...
— A więc — pomyślał — nie ma co debatować.
— Proszę o światło! — zawołał.
— Co pan chce robić? — spytał zdziwiony dozorca szybu.
— Zjeżdżam — dać znać moim ludziom!
— Ja z panem! — rzekł jeden z górników, któremu mimo siwych włosów młodzieńczą odwagę z oczu wyczytać było można.