Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/35

Ta strona została uwierzytelniona.

zdławi... W tem światło lampki zaczęło się zmniejszać i równocześnie myśl okropna, myśl jaką skazaniec mieć musi, gdy obok siebie ujrzy narzędzie śmierci — przeszyła mu głowę. Zbliżał się do chodnika, łączącego rewir zachodni z wschodnim .............. lampa przygasa, więc gaz węglowy już te obszary kopalń zajmować zaczyna. Podniósł wyżej światło, które jaśniej błysnęło i zaczął biedz jeszcze prędzej...
Ale czuł, że nie długo, a musi stanąć, wypocząć, bo mu płuca i serce pękną. Oparł się o ścianę chodnika, trzymał światło tuż przy piersi i wtedy już spostrzegł, że zaczyna słabnąć, że to osłabienie nie tylko samym szybkim chodem jest spowodowane... więc gaz już może jest w całem powietrzu? Włosy stanęły mu dębem, a równocześnie uczuł żal okropny niewysłowiony, żal za życiem, do którego ten zdrowy organizm rwał się całym zasobem sił młodości, żal taki, że go ludzkie serce znieść już prawie nie może. Więc ma umrzeć tu, sam, bez ratunku, pomocy, bez pożegnania swoich najdroższych?! Nie, to być nie może! Pan Bóg tego nie zechce. Wszak on spełniając swój obowiązek święty, biegł ratować tych biedaków, którzy tyle osierocą rodzin, więc dojść musi — wszystkie wytęży siły i dojdzie. Krople sączące się z powały, upadły mu na skronie, roztarł je dłonią i orzeźwił się trochę... ...Znowu otucha wstąpiła mu do serca. Zaczął iść, ale już krokiem chwiejnym przystając co chwila, odwracając się czy nie zobaczy kogo po za sobą, bo echo jego własnych kroków robiło wrażenie, jakby ktoś się przybliżał. Jeszcze tylko pięć minut drogi, może mniej, może jużby go usłyszeli, gdyby zawołał głośniej, bo dalej iść nie potrafi, tak jest osła-