Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/75

Ta strona została uwierzytelniona.

ściskać Dirrera, przyjmującego dosyć biernie te objawy serdecznych uczuć kolegi.
Liza także spodziewając się awantury, mile łagodnem postępowaniem zdradzonego zdziwiona, mówiła patrząc mu słodko w oczy:
Du bist doch gut Wilu! — my będziemy przyjaciółmi zawsze przez całe życie!
Koledzy wszyscy również nie mogli wyjść z podziwu, gdy się dowiedziano o takiem rozwikłaniu sprawy.
— Widzicie, jakeście go posądzali niesłusznie — mówił Powaga — Hefajst: zły, chytry na pozór, a przecież dał taki dowód zaparcia się, że do tego żaden z nas z pewnością nie byłby zdolny.
— A ja wam powiadam, wtrącił Wścibski, że ten lis coś knuje. Skąd by szatan tak łatwo dostał anielskich skrzydeł? Już on mu się za to kiedyś sowicie wywdzięczy. Już on mu za to urządzi prędzej czy później taki „kawał“, że go popamięta na długo!
Tymczasem jednak Dirrer z Szarskim, byli ciągle na stopie koleżeńskiej. Zdradzony i zawiedziony w swej pierwszej miłości zdawał się uczuwać więcej niż przedtem sympatyi do swego rywala.
Na zebraniach przy piwie szukał sobie Dirrer zawsze miejsca obok Szarkiego i siedział także tuż przy nim na owym pamiętnym dla wszystkich komersie.
Wzięli w nim udział koledzy różnej narodowości. Gdy humory już były podniecone, dyskurs zeszedł na drogę śliską i niebezpieczną, w sferę polityki i stronnictw. Szarski zapalił się ogromnie. Czerwony był, jak piwonia; płowa czupryna, którą tarł ustawicznie, zjeżyła mu się nad czołem. Co chwilę bił w stół pięścią starając się w ten sposób mocniej jeszcze utwierdzić swoje argumenty i zaznaczyć swe przekonania.