Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/020

Ta strona została skorygowana.

tunkiem jest sen pełen odmiennego realizmu: Arkadia właśnie! — i te Muzy!
Skąd się, do diaska, taki sen bierze? — to nie jest bez ale — myśli w śnie Cyprjan; wie, że śni, i ta świadomość raduje go — panuje niejako nad widziadłami i nad trwałością snu; — anamneza? asocjacja? kompleks życzeniowy? — symbolika wreszcie? — metaforyczne skojarzenie? — Najwyraźniejsza sprawa to ta z grą na trzcinowych piszczałkach, na sirinks, a właściwie na nimfie Syrinx; to przecież jasne, sny są wogóle proste w konstrukcji — konstrukcja snów jest prosta — to tylko my jesteśmy zawili i zbyt chytrzy na jawie; to wszystko. Tak mówi ktoś siedzący w skórzanym fotelu; grubymi, lubieżnymi palcami bawi się dewizką; przed nim stolik z syfonem wody sodowej i keksami; a doktór... chodzi po pokoju tam i spowrotem — przystanął przed półką z książkami — wskazuje nosem na zielony grzbiet z szarym szyldzikiem i mówi, że malarstwo wariatów to pierwszorzędny materiał, że prymordialność sztuki wogóle, naprawdę, o, proszę — i pokazuje; lecz karty książki są zupełnie białe, ani tekstu, ani ilustracji, nic; tylko doktór dostrzega coś na nich. Na drugim fotelu siedzi Cyprjan i żali się, że znów ma kwasotę, a tu znikąd sody i to w domu doktora; powinna przecież być; „tę wodę alkaliczną niech pan pije“ — mówi doktór; więc Cyprjan pochyla się — pije — ale już ze źródła wytryskającego spod olbrzymiego bukowego pnia, pień jak połoz, albo raczej jak noga słonia, taki kolor i chropowatość fałdzista — na pniu na wysokości podniesionej ręki napis erotyczny krótki, prosty, wymowny napis: „tu j...łem“ i data; całość napisu jak