soko — — olbrzymi, triumfalny marsz — idą — a na przedzie kroczy postać niewieścia — naga po pas — w ostrym świetle płoną dziewicze piersi — — od pasa spódnica czerwona — i czerwony niesie sztandar — wysoko go niesie — w tej jaskrawej pożodze czerwony jak krew — ten sztandar! — — marszowym idą rytmem; melodia wylatuje spod nóg — zakwita w wichrze pobudka:
— allons enfants de la patrie —
— — — — — — —
nie przebrzmiało jeszcze jej echo pod gwiazdami odległymi, a już dogania nowa pieśń, ta pieśń właściwa:
- — wyklęty, powstań ludu ziemi,
- powstańcie których dręczy głód!
- myśl nowa blaski promiennemi
- dziś wiedzie nas na bój, na trud!
- — — — — — — —
— teraz i to już wiem; wiem dlaczego tam osiem gwiazd — bo...
—
Z odległej nocy wybiła godzina —
— raz — dwa — trzy — cztery — — — — —
— dziewiąta —
Tłukące się w mrokach echo natrafiło na nijakie zdarzenia z przed dwu tygodni — zadrżały jak uderzona sprężyna z giętkiej stali —
Powróciło w wydłużonym zgrzycie zwrotnicy, gdy to nagle usiadł w gwałtownym podrywie — powróciło wszystko: zdarzenia, anamnezy, paralele —
Dnia tego — no więc tak, istotnie zerwał się i usiadł na łóżku.