Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/064

Ta strona została przepisana.

że (a to może jest już najgorsze!) autentyzm ze wszechstron uchwytny posiadają tylko zdarzenia minione, dawne — i — że tu dopiero (więc w krainie cieni! cóż za absurd!) jest realizm — — tu czuję się (— szeptem, szeptem —) jak w domu! — — — i co takie życie jest warte?! — Rajfurzenie poezją! Brednie romantyczne! — usrać się na taką poezję! — Ucieczko strapionych! a teraz unisono: módl się ranami! — Kanalie!!
Zapalił papierosa; tronzowa, czekoladowa gilza; pektoral; Wisia takie przyniosła, żeby, powiada, odmiana jakaś; sama powiedziała: odmiana; miała na myśli gilzy; — dificile est..
— to jasne; tyle sobie umiem powiedzieć, że moje, tyloma laty pracowitego obłędu, ukształtowane pojęcie o tych sprawach — wiadomo o jakich — ma w sobie dla nich niemiłą, powiedzmy, wstrętną i występną treść: zmienności i zdrady; a to przecież nie to! nie to!! — nigdy nie mogłem pójść na wyłączność — samo słowo mnie zniechęca; wypełnienie go zabiłoby we mnie wszelką wartość; jaką? — oddźwiernego), poszukiwacza, wagabundy po bezdrożach? — zapewne. Jestem (oho!) jak gałąź kwitnąca, od pnia wielkiego życia odrąbana — żyję i kwitnę, gdy mam zmienianą, świeżą wodę, gdy mam dopływ tlenu, gdy jestem na przewiewie — wszelką zastałością, zaduchem, i gnilnością więdnę i zamykam kwiaty — — nieporadne porównanie (dlatego właśnie to: „oho!“) — jest wymowne, ale też nic więcej — — —
Niecierpliwiąca gniewność. — Z ironiczną assocjacją napomniały się Cyprianowi owe przerażające słowa, pytania karesy! — Wszystkie one bez