Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/067

Ta strona została przepisana.

świerszcz!! — O godzinie drugiej porwało mnie — wyskoczyłam z łóżka do otwartego okna — światło, fotografia twoja do ręki, do ust, na serce. Stałam kilka minut, ugięłam się — i tak wsunęłam się z powrotem do łóżka, słaniając się, dygocąc (— przecież nie z zimna? — no, nie! — u nas już od tygodnia ciepło — —) — i rozpoczęła się wędrówka moich myśli ku tobie, Jedyny — z takimi życzeniami z darami takimi — o Cyr! — I przybyłeś, przybyłeś do mnie, trochę umęczony, ale tak rozradowany, przejęty i — Cyr! — również roztrzęsiony, rozdygotany, zziębnięty — bo, bo z północy! — — Ułożyłeś się obok, jakoś w ten sposób, że moja głowa znalazła się pod twoim lewym ramieniem, a usta wypadło mi akurat przyłożyć tam, gdzie ciemne kółeczko wskazywało mi przebywanie twego serca, którego tykotanie najwyraźniej słyszałam. Słyszałam, Cyr! — Po obudzeniu się z tego transu odczułam dopiero, że wspomnienie tego przeżycia rozdziera mnie — — o niezrównana ekstazo! — w głowie, w uszach, w sercu, w dołku, cały dzień, całą noc, gdy stoję, gdy chodzę, gdy siedzę, gdy leżę: Cyr bez granic, Cyr bez początku i zawsze! — — Rekonstruuję zapach twego ciała, twoich włosów; widzę linie twoich rysów, każdą zmarszczkę, każdą bruzdę, i tę pionową na czole błyskiem wypaloną, promień uśmiechu twego — co się ze mną dzieje, co? — o Cyr — Jedyny na całym globie — czy może być inaczej, czy będzie kiedykolwiek inaczej? — Ktoby wytrzymał, ktoby pojął taki kataklizm?? — Dobrze, dobrze, że też momentalnie po takich zmysłowych nawiedzeniach przychodzi obiawienie: toż to Cyr, Cyprjan Fałn — jego ludzka wysokość, jego człowiecza mość! — I już