Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/070

Ta strona została przepisana.

Cyprjan skłaniał się ku mistycyzmowi — samym istnieniem swym była odtrutką i przestrogą; zawstydzała prostotą; — dobrze się z nią budowało rozumne, proste, niezagmatwane, logiczne zdarzenia — tu każda przyczyna miała swój właściwy, ściśle wymierzony skutek; było by to wszystko momentem bardzo ważnym, gdyby się łączyło z wolą i działaniem; pierwiastka aktywności brak było Wisi zupełnie, gubił się w zakamarkach jak i jej płciowość; tu też zapewne przyczyna, że wolna w jednym, niewolnicą była w drugim: przesądy obyczajowe (zwłaszcza rodzinno-pokrewieńczego autoramentu) zespalały ją z burżuazją miejską, którą przecież przerastała na wielu innych polach i pozycjach. Pracowita na swój sposób, choć raczej zasiedzeńcza i jakby cieleśnie zaleniwiona; gubiła się w bezmiarze szczegółów spoza których kształtu ogólnego nie było widać, względnie nie umiała go dojrzyć. Jedna z jej licznych ciotek mawiała: ogarki zbiera a świece lecą; była tu niejaka słuszność, choć to przecie ciotka mówiła. — No, taka to ta Wisia i rozmaita jeszcze.
Ileż to już lat? — tak, tak — dwadzieścia i kapinkę nadto; tego ich życia wspólnego.
Rozmyślając o tym (— i ten jej lęk przed ludźmi, dorównujący absolutnemu brakowi decyzji w najbłahszej sprawie —) napisał telegram: — za osiem dni opuszczam szpital — za trzy tygodnie przyjadę Mauro —

Maura! — osobliwe imię — posępne trochę — a — u — r — i jeszcze a — — a est noir — — Wyjął fotografię z portfelu: poducza się rysów na pamięć