Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/081

Ta strona została przepisana.

czerni — co tam długo myśleć — zapłon won — ramię na rozmach: hrym! — i drugi raz: zapłon won — hrym! — chwila, a potem: buch! buch! — a to już dokoła — łupi łup! — — a przed nami też już ogień jak jasny pieron — maszynki karabinowe — ta-ta-ta-ta-ta — sieją jak jęczmień — bzzz, bzzz — kuleczki — wycofuję się, kamraci też; — dopadamy koni, a tu już obie pozycje grają i trajkocą nawyprzodki — a my w pośrodku! Kram! — no to i wojna! — lecimy na złamanie karku w ćmie i przez wertepy — alem i tak dostał w nogę — i burę też od kapitana, bo się rozniosło, że i ja z tymi lisowczykami wojnę robiłem —
— to to ma być taka rozmówka? — antymilitarystycznych uszu nie szanujesz —
— Ester, Ester — guano nic więcej! — miałem wtedy dwadzieścia lat — dziś gwiżdżę —
— i wogóle miało być o dziewczynach —
— będzie! — gdy już pozdrowiałem i łaziłem po szpitalu, poznałem pielęgniarkę, córkę tamtejszego regimencarcta — Junona poprostu — rosła, smukła — dupę nosiła tak wysoko (— wymierzył to ręką w powietrzu —) nigdy nie lubiałem takich co to kuferek tuż przy ziemi; no; mam lat dwadzieścia, zdrowym jak byk, coż tam to postrzelanie, tyle co nic; a z tego leżenia jeszcze ino większy rajc —
— pewnie — zaskamlał Włodek —
— ty cicho leż, smarkaczu, chuchro, widmo, — za uszym cię w to życie z powrotem wciągnął — już brykasz —
Włodek wsunął się pod kołdrę jak szuflada; zerkał psotnie na lekarzy.