Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/142

Ta strona została przepisana.

snobistycznej inteligencji polskiej, że „chłop potęgą jest i basta“ — potęgą, panie, w kerezyji, w pasie dźwięczącymi rzemykami wyszywanym, gwoździczkami nabijanym, w czapie krasnej i z pawimi piórami — a już conajmniej w sukmanie, poważnie, gospodarsko! — Symbol tej pięknej płycizny: Rydel; — podśmiewano się tam w duchu, że boso, że „cwiker“, że bez gaci — bawiono się niezgorzej — lecz tu i tam coś, jakby, niby, skądinąd — prawie, nieomal wierzono: wciąż jeszcze jednak tak: jeden tylko jeden cud, z polską szlachtą polski lud; przeto też gładziutka bo krągłymi frazesami skrzętnie gładzona, powierzchnia tej sprawy wypowiadała się jedyie w przygaduszkach tego rodzaju: „jaki cudny“, „i jaki krzepki“, „cóż za dziewoja“, „dobry człowieku“, „jak się macie gospodarzu“, „cóż tam u was słychać na wsi“ — uwielbiano na głos prostotę, sielskość, włościańskość, poezję strzechy i wycinanek, egzaltowano się, przystrajano w gorseciki, stosowano urządzenie mieszkań — no i takie; dla „pań swawolnych“ miała ta parobczańska prostota niezawodnie coś z egzotyzmu łechtliwego w typie „mamo, ja chcę murzyna“. Prawdą było w tym całym ludowym wodewilu to jedno, że chłop jest człowiekiem; no, jak tak, to on wam jeszcze to człowieczeństwo okaże; poprostu: przymus dziejowy; — a „człowiek“ to niekoniecznie synonim przymilności i łagodnej zadumy. — Przeszłość od teraźniejszości dzieli przepaść; most nad nią zbudowany jest z nędzy — na jednym brzegu poddańczej na drugim uświadomionej!