Co noc (ściany, wewnętrzne zwłaszcza, w takich czynszowych domostwach napatatajkę stawiane, cienkie, i drzwi nie izolowane, nie zastawione niczym) — dochodziły do wysoko nastawionych uszu Cyprjana z sypialni inżynierostwa, poprzez przestrzeń pokoju jadalnego, odgraniczającego tęż sypialnię małżeńską od pokoju kawalerskiego — skrzypy, wyraźne ugniaty, sapania i piskliwe krzyczki-jęczki pani Broni. — Trudno nawet zasnąć, gdy się takie rzeczy niedyskretne obok dzieją; właściwie niedogodne mieszkanie, wybaczcie, ale niedogodne, feler poprostu; gdzież tak.
Lecz w dzień wyfruwali na długie godziny; od rana on do biura kolejowego, kolejowym bowiem był inżynierem, ona po pobieżnej sprzątaczce i wyniosłej dyspozycji obiadowej, do koleżanek na plotki, tę jedyną szerszą edukację kobiet sfer mieszczańskich.
Cyprjan i Marysia zostawali sami.
Gadali ze sobą, gadali i gadali; on jej czytał, dyskutował (ale to był monolog), ona gotowała; bo — najdogodniej było im o tej porze w kuchni. Ona wałkowała ciasto, często posypując je mąką, aby się do wałka nie przylepiało — zaginała rękawy; piękne miała ramiona, pulchne, białe, świeże; — potem to mączne płótno krajała w podłużne pasy, układała je w warstwę i zgrabnie, tuż przy czubkach, rytmicznie umykających palców, cięła na makaron inaczej kluskami też zwany; warzyła zupę jarzynową — wtedy było wonno i zielono: marchew, pietruszka, seler, kapusta zwykła i włoska, cebula, pory: ogródek warzywny en miniature: zielony jak
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/149
Ta strona została przepisana.