Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/173

Ta strona została przepisana.

powietrze — — oczy tylko małe, przymrużone śledzą pilnie i chytrze — — no! — nareszcie zrozumiał gamoń; bierze tę karafkę i idzie do kuchni — — do kuchni — do wodociągu — kroków? no co? ze dwadzieścia — — opiera się Cyprjan o ścianę przy drzwiach — głowa zwieszona — to widać, może zemdleć lada chwila; — słychać odkręcanie kurka — strumień wody — — wtedy: oddech głęboki — skok za próg — zamknięcie drzwi — przezornie, kluczem, dwa razy —
Teraz na lewo! — prędko!
W sypialni wcale jasno — lampka nocna za» kryta jakąś różową materią — to mądrze tak; — na łóżku — nikogo; kołdra tylko zmięta, wypuczona wzdłuż całego posłania; — — no to wracać, póki czas, żeby się nie spostrzeżono — zakłócenie spokoju i wstyd. — Tylko jeszcze jeden odruch, taki bez wyraźnego znaczenia — ale trzeba go zrobić, przymus taki, choć to już właściwie nic nie znaczy — i wcale niepotrzebne — — idzie o to, aby tę kołdrę od poduszek ku nogom odchylić; ruchy powolnieją, zdenerwowanie odpływa, zamęt się przejaśnia; — więc chwyta tę kołdrę i — dlaczego z takim oporem? — obsuwa ją w dół jak skórkę z banana — —
Nie pojął w pierwszej chwili!
Nie zrozumiał!
Na łóżku — prześcieradło pomięte, bokami wyzierają materace — leży skulona, naga kobieta — od tego przyprószonego światełka różowa cała i nagrzana; twarz skryta w ramionach — dolina pod pachą rozwarta, porosła kępką włosów; biodra wysoko złuczone — płynny spad nóg aż po stopy; głowa? —