warunkach szpitalnictwa w Polsce i o wzmagającej się nędzy lekarzy.
— proszę pana, pięć lub sześć lat studiów, iks lat praktyki klinicznej — jeśli się wogóle coś chce Wiedzieć a nie chce się być prowincjonalnym omnibusem do wszystkiego — i cóż? — ktoś tam sprytniejszy załapie kasę chorych za marny piniądz — wstyd dla prawdziwego lekarza, pan wie: te tylko a te lekarstwa, innych nie wolno, a ja wiem, że tylko tamten preparat, drogi bo drogi, ale skuteczny — nie! nie można, powiadają, nie wolno, chyba z własnej kieszeni, a kogóżbo stać na to —
— weźmy naprzykład nasz Ester, jada to co tu na trzeciej klasie gotują, nawet na pranie nie zarobi, pan widział jego kołnierzyki? — no właśnie; — a przecież to magik, spec! — na zjazdy zagraniczne go zapraszają, referaty, dyskusje; jeździ, jeśli kolej zadarmo, inaczej i to nie; a tych języków obcych zna do jasnej cholery — i skrzypek jaki! —
Z Eilperem zaszli do sypialni pielęgniarek; — obraz nędzy i rozpaczy, miał rację Nering! — co tu gadać, poco szukać określeń! — nędza istotna i rozpacz w odczuciu; — trzynaście dziewczyn w małej klitce, podłoga ceglana miejscami wykruszona tak, że wądoły się poczyniły, niebezpieczne dla nóg; kałuże w nich nie do usunięcia, gnilne bajorka; myje się podłogę chlustem wody; a z tych załomów rudych kto to i wyczerpie; i czasu niema; — bo to tu nie żaden ośmiogodzinny dzień pracy — ech! śmiech do gęby! — dwudziestoczterogodzinny możnaby rzec, gdyby nie przyrodnicza, nieporęczna konieczność snu; załapać go trzeba choćby ze sześć godzin; gdy
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/205
Ta strona została przepisana.