Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/213

Ta strona została przepisana.

perkatego i zakląśniętego równocześnie; usta cienkie i szerokie; na górnej wardze szkic wąsa; szkic węglem, zdmuchnięty. Zgrabna; kuperek nieco za nisko. Graseruje; wogóle śmieszne „r“, srocze: „i“ wymawia stanowczo, niema wątpliwości, jak „ji“; zamiast „ą“ woli „e“ — a gdy w zakończeniu słowa wypadnie „ie“, to ona oczywiście „jje“ — to wszystko jasne jak na dłoni, wyraźne już w pierwszym kwadransie rozmowy; i: płaszcz na niej szary, luźny — taki prochownik płócienny —
No i tak ta pani Kle stoi w pośrodku pokoju, pod drewnianym pułapem i...
...nie wtrącej się teraz Mauro ze swoim rozwartym ochotnie uśmiechem, bardzo cię proszę, nie wtrącaj się; — pocóż się akurat ta fotografia wysunęła z szuflady! — Andaluzyjko — tancerko egipska — — cóż za wargi otaczające ssąco i żarłocznie ziarna zębów, rozpękłe jabłko granatu — wspaniałe — dzikie — hawajskie czy jakieś; pierwotne! — Chciało się tylko nowe pudełko z papierosami wyjąć z głębi szuflady — — a ty się zaraz pod rękę pchasz, patoczysz się z tym uśmiechem pełnym wschodu, pełnym świeżości budzącej się ziemi; — — uśmiechasz się jak, jak, psiakrew, no jak — ? — niewiem jak — — I znów to niepokojące i denerwujące — — wszystko można oddać za ten niepokój, za ten przedsmak „natchnienia“! — przeczuwanych, niezrodzonych, nie poczętych nawet, lecz już w plemnikach i jajnikach istniejących zdarzeń, podróży, przygód; najpiękniejsze momenty życia; — potem się rychło wszystko psuje; okrutnie psuje; — i to znów jest najgorsze w życiu...