cie do rymowanej mowy w całej rodzinie, rozsianej licznie po trzech zaborach, taki kult, że proszę siadać! — Taki kult wyrabia węch, gończy węch. Nic się też nie ukryło — trzy książki Fałna leżały na składzie księgarskim; nikt ich nie kupował; z tym był spokój; ale istniały; istniały też petitowe wzmianeczki tu i tam pod „Życie art.-kult.“ — no a to grunt; to jest kontrasygnata uzdolnień powszechnie zwanych talentem. — Więc tylko jeszcze szło o upewnienie czy ten sam, czy Fałn? — no tak! przecież Cyprjan! — właśnie, właśnie! — no! — to już ji zachwyty ji łrrozpływania się — salem alejkum
A jeszcze i coś więcej; takie sprawy zwykły iść parami.
Tak się wydarzyło, że ten rok, „ów rok" — lato tego roku było osobliwie urodne i dorodne; gorejące, pogodne, kąpielne od świtu do świtu. Zdrowie ogarniało organizm w pełni; leczyło; naświetlało; stwarzało samopoczucie gorliwej sprawności całego aparatu cielesnego. — Wszystko razem plus dwadzieścia parę lat — radość istnienia! Młoda, zwierzęca, niewybredna, głośna radość.
Na takim to właśnie tle: rozmowy, słońce, kąpiele, pogoda. Mało?
I już. W drugim miesiącu.
Pod rozłożystym kasztanem, przy pełni księżyca, który codopiero zeszedł z poza góry czerstwy i pyzaty — — gdy psy się nie uśpiły, lecz, owszem ujadały, szczekały i źwakały jak najęte po osiedlach dookoła — — pod rozłożystym tedy kasztanem — mógł to zresztą być jawor, ale nie był, chybaby, tak, honorowo — — ucałował Cyprjan panią Kle na-
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/216
Ta strona została przepisana.