Klementynki nie zostało — przemieniłaby się w duże mrugające źrenice. Zniechęcenie, obmierzłość, brak czegoś ciągły, ciekawość (— przecież inni robią to chyba inaczej —) — wypełniały jej pierwsze lata młodzieńcze; no i rodzenie, karmienie, podchowywanie dzieci (o których wciąż nie wiedziała, skąd się na świecie biorą). — A jednak, gdy mąż miał odjeżdżać — zaangażowany do Kerzemet nad bystrym Jonem, dopływem Dunaju, na pograniczu puszt — — to jednak mimo wszystko — przyszpiliła, układając mu w sakwojażu ubranie i bieliznę, do każdej sztuki koszul, kalesonów, ręczników, chusteczek, marynarek, spodni, kamizelek, skarpetek — karteczki z napisami „kochaj mnie“, „nie zdradzaj“, „pamiętaj o swej Klementynce“, „uważaj na siebie“, „tęsknij“, „bacz, że masz żonę“ i tede. Pono się okropnie o to wściekał; koledzy potem mówili. — Oczekiwała go z tęsknotą — mimo tej obmierzłości — listy pisała i czekała; pisała i czekała; czasem sobie marzyła, że tak a tak, rozmaicie. — Gdy po półtora roku wrócił — i już — po podróży męczącej — wcześnie do łóżka się położył — przybiegła raptownie, jakby zgoniona, klęknęła przy łóżku, odsłoniła nagłym ruchem kołdrę — i poraz pierwszy — matka dwojga żywych i trzech umarłych dzieci — zobaczyła, jęknęła i — ucałowała; zerwała się gwałtownie, łysnęła skoszonym uśmiechem, zasłoniła rękami twarz zaognioną; uciekła; — zamknęła się (na klucz) w śpiżarni i w otoczeniu konfitur, suszonych grzybów i oskubanych zwłok kury wiszącej za nogi — wyparowywała z siebie ten okropny wstyd; tak bowiem tylko umiała nazwać to co się w niej działo: bez-
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/222
Ta strona została przepisana.