wstyd i wstyd. — Wieczorem, dzwoniąc zębami i drżąc na całym ciele, wślizgnęła się do jego łóżka. Lecz on już zasypiał i mamrotał sennie rozwłócząc nieporządnie wyrazy — : — do-bra-nooc — nie — nie budź mnie — cichooo — ciiii — fff —
Podczas tej poufnej spowiedzi, pani Kle, wsparta mocno plecami w oparcie kanapy, z nogą założoną za nogę, trzymała Cyprjana za — w ich żargonie miłosnym nazywało się to: „kwiat“, a tamto jej: „muszelka“ (— są takie podobne muszle —). Z urazów małżeńskich, ze złego napoczęcia i ladajakiego spychania roboty miłosnej, wywodziła się u niej wzrastająca latami, obecnie już ustalona w złożach świadomości, niechęć do normalnego stosunku; nic nigdy z tego nie miała; nie chciała, nie lubiła; zwyczajnie: wstręt. — Obecnie wyczuwała rozkosz jedynie wtedy, gdy Cyprjan po wycałowaniu jej piersi (były wiotkie „przekarmione“, czy, jak na wsi mówią: „wydojone“) — nazywały się „gołąbki“, a sutki „dzióbki“ — pozwalał jej pieścić się ręką. Patrzała, bardzo, bardzo zdziwiona! — przez cały czas — zakłada nogę na nogę kurczowo — kołysząc się i zaciskając silnie uda wprowadzała się sama w orgazm; — bladła przytym niepokojąco, twarz szaro-biała bez kropli krwi wydłużała się, policzki zapadały, wargi rozchylone i nagle zpierzchłe ssały z sykiem powietrze; w ostatnim momencie rozluźniała szybko nogi, zsuwała się na kraj kanapy, obnażała uda i brzuch — szeptała: popatrz! popatrz!! — „muszelkę“ miała, wąską i długą; wargi zewnętrzne ruchliwe rozchylały się i zamykały; umiała tak.
Fałn był tym wszystkim z początku zdumiony
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/223
Ta strona została przepisana.