Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/231

Ta strona została przepisana.

Dziwnym i niepokojącym mu się zdało, że przechodnie tak szybko i jakby nieuważnie idą — nic się nie boją mocno stąpać na całej podeszwie — — aż nieprzyjemnie, że trotuar tak twardo i stukliwie podzwania pod krokami —
— powinno się na gumowych obcasach stalą chodzić; wszyscy; po co tyle hałasu —
Stali już pod hotelem.
Pokoik hotelowy mały, bez okna, tylko prze; drzwi szklane przesącza się gorzko nieco zapoconego i zamorusanego światła. Łóżko, umywalnia, szafa z wychwierutanymi, zacinającymi się drzwiami, jeden fotel wyleniały, krzesło, stół no i piec. Tanio, trzecio klasowo, brzydko: ciepło zresztą.
Pomogła mu zdjąć palto. Sama zaczęła się rozbierać; poprawdzie bardzo się jej spać chciało; zawsze popołudniu. Cyprjan przynaglał i przeszkadzał zarazem pocałunkami i obmacywaniami; dotykał dłońmi jej pleców, głaskał, miesił; wyłuskał zpoza koszuli piersi — całował i ssał je długo. Był bardzo podniecony. Wisi mimo przyrodzony chłód udzieliło się to podniecenie.
— zdejm wszystko — szeptał, całując ją w uszy. Leżeli nago obok siebie. Tę chwilę, tylu naprężonymi nocami wyczekiwaną, postanowił przedłużyć ile się tylko da; na dopełniającą grę partnerki liczyć nie mógł. Powoli więc z namysłem, z namaszczeniem i ze zwielokratniającą świadomością każdego ruchu i poczynania każdego — całował ją od ust po stopy — potem — odwróconą od karku wzdłuż pleców po wklęśnięcia pod kolanami; ocierał o sutość jej białego ciała policzki — kołysał na