było; został cień cienia i ostatnia instancja: automatyzm przyzwyczajeń; czyli nici — to tu po jego stronie; bo po jej! — no, wiadomo, w tym momencie kobiety są zdumiewająco wytrwałe, dociekliwe, szpiegowskie, nieustępliwe — każden nerw zakończony jest mackami, ssawkami i szponami! trzyma! jak trzyma !
A tu już bramą rozwartą obrosłą chmielem wchodzi Wisia! — bo trzeba powiedzieć, że tak. Zaczęło się, zaczęło rozmowami, spacerami, przesiadywaniami o zmierzchu, i tym znanym trickiem uwodzicielskim: kształceniem, pokazywaniem zbiorów, proszpa, czytaniem wspólnych książek, a jakże.
Raz był taki krótki poglądowy kurs o sztukach graficznych; powierzchowny, po łebkach, ale to przecież nie o to idzie; gdzieindziej jest treść zasadnicza; on mówi, objaśnia, wykłada — w tym władczość, to jasne; ona słucha z niesłychaną uwagą, oczka — takie duże! — mruży, czoło marszczy — i: „ach!“, „tak?“, „jeszcze raz proszę“, „rzeczywiście?“ — i czapierzy te palczątka smukłe, dziewicze — i liczy: akwaforta, akwatinta (— powtarza kilka razy: akwatinta, akwatinta —, że to się zastanawia co dalej —) acha, vernimous, ą potem: drzeworyt, linoleoryt, fluoryt, litografia — jej, jej, co to tego! — I jeszcze tu ten jeden urok: że to takie tajne zejścia się, tajemnica więc słodka, że on tylko ją „kształci“ — a pocóżby kształcił, gdyby... zresztą wszystkie te, powtarzane od wieków, lekcje, nie interesują nikogo, prócz tych, którzy mają w tym swój, osobisty, niezależny od przedmiotu, interes.
W pokoju Lola Krotowskiego (— to ten brat
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/246
Ta strona została przepisana.