Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/263

Ta strona została przepisana.

wość bywa proporcjonalna do oddalenia —, że przyjedzie napewno, lecz musi tu przedtem to i owo załatwić — zawsze wtedy jest taka masa interesów niecierpiących zwłoki —, że ona musi zrozumieć, że serce się wyrywa, ale że wojna! — Wtedy się na wszystko mówiło: wojna! tak jak dziś: kryzys, „stary zatwardziały kryzys“ lub: wyścig pracy; — osobiste niedomogi maskuje się niedomogami ogólnymi; to sprawia ulgę — o ile się nota bene nie wie, że to ma sprawić ulgę, w takim-to razie całe wytłumaczenie staje się pospolitą mistyfikacją; nieświadomość, jak w wielu wypadkach, tak i tu jest błogosławioną morfiną; bez niej stajemy się sceptykami i cynikami, czyli przemieniamy postawę „bezpośrednią“ na ironiczno-tragiczną. Tak to teraz komentuje. — Wysłał też — gdy o tym znów teraz w szpitalu myśli, śmieje się i rumieni, bo też rzeczywiście! — — list, wysłał list z narysowaną piórkiem margeritką, której płatki były tak obliczone, że musiało wyjść na „kocha“; wieczne i nieustające zapewnienie, jak wieczny kalendarz w starych atlasach n. p. „kalendarium Juliano-Romanum perpetuum“ znajdujące się w pięknie sztychowanym i barwionym atlasie geografa i kartografa augsburgskiego (ośmnastowieczny, niemiecki Boziewicz i Romer) Tobiasza Conrada Lottera z r. 1774. — Wszystkie listy (i kartki) przechodziły wtedy przez: k. u. k. Militärzensur — dziwne, że cenzor nie dopatrzył się w tym symbolu faustycznym jakiegoś szyfru! — no i wogóle: wojna — margeritki! — dajcież spokój!!
(— Jak ja swoją drogą ten wyjazd umotywo-