i stamtąd patrzał na pokój — wołaliśmy go, ale nie chciał zejść — dziś chlipał trochę mleka i wybiegł tymi stromymi schodkami, wie pan, co to w sieni — na strych —
— Krysiu! Krysiu! —
— co to? mama woła —
— no więc jest — ? —
— Krysiu! Krysiu! —
Wybiegli przed ganek — w strychowym oknie lamusa stała pani Kle, blada i rozczochrana, jakieś stare, leniące się futro miała zarzucone na ramiona —
— Krysiu, chodź tu zaraz —
— idę, mamusiu, idę —
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Droga była straszna! — jechał kilka dni; ciągłe postoje; na ladajakiej stacyjce zatrzymywał się pociąg godzinami zepchnięty na boczny tor; cywilbanda może czekać; przepuszczano głównym traktem pociągi z wojskiem; „Gift auf Serbien“, „Gift auf Russen“, — z amunicją; dudniły i chręściły armaty na platformach jak somnabulicznie wyprężone olbrzymie, czarne, lśniące pijawki. — Pociągi pełne jęków i rozpaczliwego wycia — ambulanse — ranni! — Pociągi z napisem „cholera“. Okropne! Okropne!
Ludka już w Suchdolu nie było; całą kadrę przeniesiono do Insbruku; miał urlop, będzie czekał na dworcu w Wiedniu. Taka wiadomość.
Cyprjan pojechał dalej.
W Wiedniu na rozległym dworcu północnym wszystkie poczekalnie, kurytarze, przejścia zatarasowane rannymi i konającymi — — półludzie: bez nóg, bez rąk, z roztrzaskanymi szczękami; przestrze-