był tępy i najeżony cierniami; ludzie, których nie pognano do rzeźni, byli sobie niechętni, źli i drażliwi.
Cyprjan wracał z Wiednia.
Przed dojazdem do powiatowego miasteczka, z którego jeszcze piętnaście kilometrów trzeba było jechać końmi do domu, drogą polską, która się w bilansie strat czasu trzy razy liczy — dowiedział się Cyprjan, że od tygodnia zamieszkał w tym właśnie miasteczku arcyksiążę austriacki osławiony Fryderyk Wieszatel; — kwaterą śmiertelną stanął; — powrócił właśnie z wschodniej Małopolski z ekspedycji karnej, podczas której wszystkie drzewa przydrożne wielkiego szlaku zbrodniarzy porosły w dół strasznymi strąkami wisielców; zdrajcy, mówiło siej i wciąż mówi się: zdrajcy. Nieszczęśliwy kraj.
Znajomy konduktor pepeesiak opowiadał Cyprjanowi:
— zaraz na drugi dzień po tym diablim zakwaterowaniu się, schwytali żandarmi dwóch Czechów; zaraz sąd polowy; — no bo jakże I oni tylko to; w czymś się tam, zastraszeni poplątali — — na śmierć! i — wieszać! — dla postrachu, przykładu i przestrogi na rynku. — Siedzieli w więzieniu magistrackim, słyszeli jak przez noc zbijano szubienicę dla nich. Nazajutrz — byłem przy tym, — strach, obywatelu, mówię, strach! — wywiedli młodych, bladych, trzęsących się — monarchię chcieli zniszczyć! chudeflaki takie; — powieszono ich równocześnie na dwu hakach; zatrzepotali nogami; jednemu źle zasznurowany but spadł strząśnięty śmiercią z prawej nogi, kciuk wskazał na coś niezrozumiałego, tak mnie to przeraziło i urzekło, że jakbym po ten but
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/314
Ta strona została przepisana.