Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/334

Ta strona została przepisana.

obwieszony medalami zapowiadał już od dawna, że to co teraz do kacendrek, że dopiero przy gewergryfach da im fest szpryca. — I tu się Cyprjan — nie spowodu tego zapowiadanego szpryca, lecz wogóle — zawziął. Nie wiedział jeszcze jak, lecz wiedział napewno, że karabinu do rąk nie weźmie.
W nocy przed tym dniem, podczas chrapań i pierdzeń sześćdziesięciu chłopa na szlafcymrze — — Cyprjan zataił census naukowy, lepiej nie być einjerygiem, z tym się trudniej kiwać — pchły, wszy i pluskwy cięły niemiłosiernie — zapatrzył się smutny człowiek w odbicie prostokątnego na brudnej, zaplutej, zaśmieconej podłodze mżenia — sączyło się mdłe światło podwórzowej latarni — — cierpienia i straszliwe śmiercie unosiły się w gęstym, smrodliwym powietrzu nad niespokojnym snem niewolników — — przerażająca samotność — — ciężar życia — — poniewierka, pohańbienie, wstyd, wstręt — — i zaciętość, żeby niewiadomo co!! —
Postanowił.
Od dzieciństwa pamiętał chłopów — w każdej wsi się zdarzało po kilku takich, którzy mieli obrąbane dwa palce przy prawej ręce; — do dziś spotkać można tak okaleczonych starców; — te dwa kikuty to były przecież jego pierwsze antymilitarystyczne uświadomienia; mógł mieć cztery — pięć lat — więc wtedy już!! — Przychodził taki jeden bednarz, do rodziców, do domu z cebrzykami, putniami; przychodził taki zbieracz grzybów z prawakami, rydzami, podpieńkami; przychodził stary już wtedy leśnik, pachniał żywicą i paprociami, kilku innych jeszcze — wszyscy bez tych dwóch palców u prawej ręki — —