Księżyc już zaszedł
psy się uśpiły
i coś tam klaszcze
za borem —
i coś tam klaszcze
za borem —
I bez słów:
tra — la — la — la — la
tra — la — la — la — la — la
tra — la — la — la — la — la —
tra — la — la — la
Dyliżans — Laura i Filon — noc — Morawy — rok tysiąc dziewięćset piętnasty —
A w tym miasteczku nie dużym, w tym miasteczku Wagsztadzie jest hotelik maleńki o rokokowej fasadzie, na rynku, w połaci prawej; — no to właśnie —
Pokoik wąski; łóżko szerokie.
Bardzo była bezwładna Wisia, i nieporadna bardzo, i odrobinę moczem ją czuć było; — piersi, mimo pozory, niklutkie, nierozwinięte; prawa większa; sutki blade, anemiczne. Ale tak naogół budową wcale; rozłożysta; mocny w niej kościec.
Po dziewczyńskiemu głupio uświadomiona nie wiedziała właściwie nic. Więc: dziwiła się; poza zawstydzeniem nic jej nie przeszkadzało snuć doraźnych refleksji. — Bała się, że będzie bardzo boleć — tak jej jakaś koleżanka powiedziała, że bardzo. Uspokajał. Gdy zaś zaczął działać, tak, jak w tych dość przecież pospolitych wypadkach działać trzeba — powiedziała, że pewnie nie pasują do siebie; miała