Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/360

Ta strona została przepisana.

Suknia na kanapie poruszyła się, jakby w nią wiatr dmuchnął; kot zeskoczył i ukrył się pod kanapą.
— Wiśka! —
— jakto? jakto? — ty może myślisz, że ja tego nie widzę?, że nie wiem, że ta stara czarownica s...... (nie dawno przyswoiła sobie to słowo) się przy twoim czytaniu? — to jej obłapka — ja wiem — — tak, tak s...... się, s...... się — —
Wiatr zwiał suknie i szal z kanapy na podłogę.
Wisia nagle rozpłakała się i wybiegła z pokoju.
Pani Kle poczęła budzić się z omdlenia — dygocąca, spocona, rozczochrana, z nadmiernie wydłużoną górną wargą, zerwała się, uniosła szal z podłogi — przewiała zimnym przeciągiem przez pokój — jeden i drugi — przez sień — — zatrzaskiwały się drzwi, okna otwierały się z brzękiem wstrząśniętych szyb — i zaraz znów odskakiwały drzwi i zatrzaskiwały okna — cały dom trząsł się przez chwilę jak na sprężynie; — ze ściany spadł zegar i zaczął bić godziny bez upamiętania i bez przerwy, aż do zupełnego wyczerpania; wybił ich sto piętnaście.
Tej samej nocy, gdy Cyprjan wrócił od Wisi do swego pokoju i już głowę kołdrą nakrył do snu — usłyszał płacz i zjadliwie wygdakane słowa: — nie chcę! nie chcę! — on myśli, że jak przyjdzie do mnie dwa lub trzy razy na tydzień — to wszystko załatwione — o nie, mój panie, — brzydzę się tobą, brzydzę, brzydzę, brzydzę —
Uderzała pięściami w ścianę i łkała rozpaczliwie.
W przerwach między głuchymi stukami i cheł-