gracony; nieład i nieporządek nieprzegarniony; przy gnębiający. Stoły zawalone stertami papierów do pakowania, sznurków, pudełek, szmat, strzępów, popsutych, niezdatnych na nic przedmiotów; stołki, foteliki i kanapa — bezużyteczne — dźwigały całe zwały brudnej, podartej bielizny, okryć, poprutych sukien, kapeluszy pomiętych i zgniecionych; we flakonach, z gnijącą na dnie gęstą, zieloną wodą, rozsypywały się stare bukiety, otoczone, jak muślinem, strzępem muślinu z ślubnego welonu prababki, pajęczynami; szafa — bez klucza, otwierało się ją za każdym razem kijkiem — pełna starych trzewików, iks par pozsychanych, dziurawych, na nic już nie zdatnych, pudełek pustych z gilz, z pomadek; na półkach, zapchanych do rozpuku, trzaski i wióra na podpałkę, wśród tego skąpe gromadki chusteczek i libry bielizny, tej z prania; na niższej (półce) obok kotłowiska firanek i poszw, kawałki węgla (zaoszczędzone) i znów szmaty, szmaty, szmaty, kłęby rude starych wyleniałych futer, osypujące się kłakami postrzępionymi i stratowanymi — wszystko zaprószone, podpleśniałe, brudne, nie do dotknięcia — chmary kurzu — podłoga nie zamieciona, pełna pylnych skudleń i pakuł — okna popielate, jakby zalepione papierem bibułkowym, nieprzejrzyste, załamujące mgliste kontury pejsażu; — lustro duże, tremo, zasnute bielmem pyłu, piegowate od much, odbijające, ślepe nieomal; było jak historia; zadawalało się przeszłością; tym co minęło; — raz, czesząc się — z przyzwyczajenia przed nim, że to lustro przecież — rzekła, a tak całkiem naturalnie i spokojnie:
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/363
Ta strona została przepisana.