deszwy twardych stóp, straszących umarłymi paluchami z poza rozdartych skarpet — — a ponad nią — przechylony już ku przepaści — on Cyprian Fałn z przerzuconą na kark głową, załamany w kolanach — oczy przebijają zenit — — Ciemno — czarny szum zagłuszył wszelkie widzenie — — szum — szum — szum — — — — — — — — — i nagły pryskający ból pod lewą sutką — — smak ostatniego pocałunku — i niepokój nagły, chęć zerwania się i pobiegnięcia — szukać, szukać — gdzie Maura? — chwytać za ręce, potrząsać — szukać w oczach, na wargach szukać odpowiedzi: gdzie Maura — ? —
To wszystko jest tak istotne, intensywne i autentyczne, że bliskość z dalekością przestawia się w sposób najnaturalniejszy w świecie.
Słowa, które przedzierają się blade i zmęczone śmiertelnie, po przez prostopadły, szeroki szum — są nijakie; mózg je notuje jak słowa nieznanego, zagubionego narzecza; i kto mówi? — niewiadomo. Może być, że poniektóre słowa, zdania i zwroty własne wymawiają usta; lecz to niema żadnego znaczenia.
I tak się plącze zakończenie:
— ku czemu idziemy — ? —
— ku niczemu —
— wszyscy? — pan nieprzytomnie odpowiada —
— wszyscy? — nie, ja mówię tu —
— Polska — ? —
— istotnie —
— jak — ? —
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/368
Ta strona została przepisana.