degustujące wrażenie. Wmówienie udało się; klisza została.
Wisia zamieszkała z nim w pensjonacie; spał z nią co noc.
Z współlokatorów, prócz Rzykowskiego, nic znali nikogo — było ich zresztą niewielu w tym czasie — pensjonat niedawno otwarty — nie przyciągał; dopiero później zaczęło się właścicielce pani Schoenowej niezgorzej powodzić.
W ministerstwie Cyprjan również jeszcze czuł się obco; z nikim bliżej; i również dopiero później: koleżańsko.
Więc żyli sami we dwoje — i dobrze im było z sobą. Synek został u babki, więc z tym spokój; opieka.
Wałęsali się po mieście. Wisia była kiedyś już w Warszawie, za rosyjskich czasów; teraz wydało się jej całe miasto odwrócone; topograficznie; — miała jednak dobry zmysł orientacyjny — rozeznawała się w ulicach łatwiej i prędzej niż Cyprjan. — Stare miasto, Łazienki; olbrzymi, kopulasty sobór bielił się na Saskim Placu.
I najmilsze chwile: u kustoszki muzeum etnograficznego na Krakowskim Przedmieściu, pani Heleny Kamińskiej, w atmosferze ładu, sztuki ludowej, zapału i wielkiej dobroci.
Od wielu lat korespondował z nią Cyprjan, jeszcze wtedy z Dąbrówki, gdy to znalazł w marysinym
(— westchnienie —)
domu stare chłopskie obrazy.
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/392
Ta strona została przepisana.