Podniecony fenomenalnymi projektami Cyprjanowego sprawozdania — wydział plastyki wypracował projekt zdobnictwa broni, przede wszystkim armat. Na posiedzeniu międzywydziałowym uzasadniał swą sprawę sam pan Eligiusz i przemawiał namiętnie, że rzemiosło jako artyzm, że ludwisarstwo i płatnerstwo, że przecież, spójrzcie, w dawnych wiekach lufy armat to dzieła sztuki, że Benvenuto Cellini wiedziałby co z tym fantem zrobić — że słowem, trzeba i koniec. Cyprjan kontrował, oponował, wskazywał na to, że przecież w epoce, którą wyprzedza swymi sprawozdaniami, nie będzie wojen, że rządy wyzbędą się chęci grabieży i mordu, że to i owo! — Adwersarz zauważył ironicznie, że tylko poeta może tak bredzić, na to Cyprjan wstał i krzyknął: „Co? powtórz pan to!“ — więc i Eligiusz wstał, wyrzucił rękę od piersi ku dłoni Cyprjana i rzekł: „Przepraszam!“. — Na to wszystko znów przewodniczący sekretarz stanu pełen chrypki i niepokoju: „Ależ panowie!“. Tedy pan Eligiusz snuł swe uzasadnienia dalej, popadł w egzaltację i somnambulizm — wszyscy zebrani wokół okrągłego stołu w gabinecie ministra dojrzeli w krwawej mgle ostatnie dni świata zunifikowane w tym sensie, że cała ludzkość wyginęła w ostatniej wojnie pozadziejowej i pozahistorycznej, bo już nikt jej opisać nie będzie mógł, jakoże wszyscy padli na polu chwały. Wszyscy wyrżnęli wszystkich. Na olbrzymim pobojowisku świata zostały tylko zwały trupów, a ponad nimi zwycięsko podniesione czarne cielska armat; we wspaniałych płaskorzeźbach ich luf odbijał się krwawy zachód słońca. — Melancholijnie przysłuchiwał się tej wspaniałej wizji piękny
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/033
Ta strona została przepisana.