papu i dżinie! — Brylanty powyłupywali z czego ino: z pierścionków, branzolet, broszek, szpil, diademów i poukrywali gdzie się tylko dało — on, romantyk (Farys-Tadź Ulfechr Rzewuski to też ich krewny!) połknął swój przydział, ona ukryła w tajnikach bielizny i swego — jakże pięknego — ciałka; dowieźli; żyli z tego; zresztą majątki im nie przepadły, były po tej stronie — tyle, że zrujnowane, spalone, zniszczone przez znienawidzonych „hadów“. — Kręciii się i wiercili, państwo Powołowicze, za posadkami; dreptali, uśmiechali się, wyliczali kto gdzie kogo kiedy rodził; ten powinowaty, tamten kuzyn, a znów tu i tam chrzestny i chrzestna — no i posadę oboje dostali, w różnych coprawda ministerstwach, on w ministerstwie rolnictwa, ona sprawiedliwości (języki znała ekspedite); ale pieniądz był ten sam; dużo tego pieniądza, kupy, masy, zalew! — zdewaluowane marki — miliony, miliardy! — ludzkość żyła w astronomicznych odurzeniach; fajniste były czasy! raz jeden w życiu było się milionerem!
Państwo Powołowicze mieszkali u tej pani Schoenowej o ostrym nosie, małych oczkach i obwisłych piersiach.
Znajomość zawiązała się luźno przy obiedzie, w okresie, gdy już oboje — i pan Marian Alojzy i pani Irena mieli w ministerstwach posadę — więc też razem o godzinie czwartej obiad jedli i z tymi tam: Rzykowskim i Cyprjanem.
Pani Irena była wcale wysoka, właśnie raczej wysoka, smukła; charakterystyczny był jej chód: cała postać skośnie pochylona ku przodowi — wysunięte więc piersi, wypięty kuper; wdzięk w tym
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/040
Ta strona została przepisana.