byczek; nie wiem krasulko coś odpowiedziała, ale, ale — no właśnie: ale —
W tej chwili pielęgniarka panna Zosia — jaka ona dziś blada i przemęczona! — przyniosła kilka listów i zaanonsowała, że jeden pan chce się widzieć —
— kto? — był już tu? —
— nie, pierwszy raz go widzę, myślałam, że to chory do nas na salę, tak źle wygląda, mówił, że zna się z panem dobrze, nazywa się Łukasz Wypiszczyk —
— Łukasz Wypiszczyk? — o dobrze — Tak bywa czasem, akurat się myślało o kimś, a ten się zjawia; z dziesięć lat się nie widzieli; gdzież tam dziesięć — w dwudziestym — teraz trzydzieści szósty — szesnaście lat!
Wszedł, raczej przywiał go przeciąg, bo drzwi otwarte, to zawsze tak ciągnie — w tużurku czarnym — chyba ten sam co wtedy, gdy nim straszył w ministerstwie — chudy okropnie, to coś przerażającego! — wymizerowany, oczy jeszcze bardziej wybałuszone, dłoń wapnista, zimna, lepka — — trupek zaschnięty na urlopie, doprawdy, jak można żyć z takim wyglądem! —
— dowiedziałem się, że chorujesz, więc przyszedłem cię odwiedzić — ; — mówi, a swoim zwyczajem głowę w lewo przekręca tak, że trzy czwarte twarzy zwraca do interlokutora, przez co gały musi ustawić w kącinie — tak więc przemawia i patrzy na ciebie z boku.
Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/048
Ta strona została przepisana.