Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/082

Ta strona została przepisana.

— nie wiem —
— bawisz się dobrze w Warszawie —
— bawisz? — bardzo mi to słowo obce —
— wiesz co myślę — — kobiety —
Zanim zdążył odpowiedzieć, zbladła śmiertelnie, w mroku rozbłysła jej twarz jakby pokryta warstwą fosforu — górna warga poczęła drżeć i wydłużać się; klęknęła szybko z gorączkową sprawnością wyłuskała go z zapięć i warstw bielizny — poczęła jęcząc całować wnętrzem ust; palcami wpiła się w łydki — po chwili z chrapliwym zawodzeniem mokra i lepka, poczołgała się na kolanach ku drzwiom; zanim dotknęła klamki zciemniała nagle, wydłużyła się, ciało jej stało się walcowate i śliskie, z głowy jej wyrosły periskopy ruchliwych ócz — pełznie olbrzymi połyskujący gęstym śluzem ślimak — Cyprjan uciekł; w przebiegu zamajaczył mu w prostokącie opromienionego okna cień Geni przyciśnięty do szyb; oczy rozwarte, nieruchome i nieprzytomne; palce lewej ręki wepchała w usta i zaciskała zęby, gryzła, krople krwi ściekały z wargi ku brodzie, — prawa była opuszczona. Obraz ten natychmiast zasnuł się skorupiastą masą — dom zaczął kurczyć się i wydymać w kształt ślimaczego domu — — Cyprjan biegł szybko aleją — za nim posuwał się po żwirze drogi z monotonnym szelestem olbrzymi ślimak z kopcem skorupy na grzbiecie.
Ze zwichrzoną, wirami nakropkowaną siłą napiera na biegnącego strach specyficzny — zaułkowy, miejski strach... latarnia samotna — pustka — dalekie bielmiste okna kamienic... a to kłamstwo! nieprawda!... to tylko sto pięćdziesiąt kroków aleją