Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/173

Ta strona została przepisana.

Euterpe? — usypiaczką, fletnistką ptasią; Talio? — śmieszką grubą i nieczułą; Melpomeno? — i ty też maskę nosisz, sztywnym gestem tragicznym osłaniasz wielką tragedię człowieka: jego świadomość, że... nic! — Terpsychoro? — pląsawico na grobach, rytmie mijania, takcie bezpowrotności; Erato — łudzicielko największa — muzo ty moja pieszczona, i ja, widzisz, udaję przed tobą i sobą, iż nie wiem, iż nie mam pojęcia, iż mi nawet na myśl nie przychodzi, że rozkosz jest korzenną przyprawą chleba śmierci, który jest naszym chlebem powszednim; — Polihymnio — psalmowa, pogrzebowa, uśmiechu nieznająca; Uranio — strasząca otchłaniami przestrzeni i czasu, muzo nieporozumień i bezprzymierza między mną a otchłanią; — Kaliope — otoś jest opisującą jak ja: oboje znamy dostatecznie bezwartościowość wszelkiej wartości; — muzy — muzy — muzy — zaprzepaszcza się to małe, nikłe, wciąż dostępne ustawicznie przerażonej świadomości ludzkiej, zaprzepaszcza się cień szczęścia w niepokoju nieustannym, w dążeniu do doskonałości, która przecież, jak i świadomość, zawsze będzie tylko na miarę globu — nic więcej! — więc na miarę brutalnej obojętności sił przyrody. Najwyższą cnotą i heroizmem jest życzliwy, dobry uśmiech ludzki wyrosły ze zrozumienia, czyli z rezygnacji. — Nuże muzy! — muzy powiedzcie, że jest coś więcej —?—, że jest coś wartościowszego —?— Milczycie! — znam to milczenie kamienne dni i nocy — gdy jeno echa krzyku rozpaczy i męki kołacą się i rzężą jak pokrwawione sępy wyrzucone z gniazda — po przestrzeni zimnej i nawet nie wzgardliwej; żadnej — — —