Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/174

Ta strona została przepisana.

Słuch notuje skrzyp i przymykanie drzwi; oddala się i cichnie wy gwizdy wana piosenka; potrącone w kuchni naczynie brzękło blaszanie i ślepo; cichną i oddalają się kroki; powierzchnia ręki nagrzana jeszcze obcym ciepłem pamięta żegnanie się i uściśla; — poza tym pachnie wino — i mgła nasycona czerwienią unosi się w przestrzeni bez ścian —
Organizm Cyprjana naelektryzowany jest jak przed burzą; ze skwaru syczącego i parności iskrzącej sączy się w nerwy niecierpliwość i niepokój; — ciężkie kroki podudniające na schodach — więc już przeszli kurytarz! — są jak pogrzmiewania dalekie; warczenie chmur —
Zanosi się na burzę.
Myśl nieprzerwanie mówi w dalszym ciągu —:
— szumią we mnie liściaste i szpilkowe obrazy, pulsują winem jak serce żywe wyjęte z gołębia i położone na zimną płytę marmurową — — cieszy cię to, mój wielki uczony, eksperymentatorze, wynalazco! — mnie nie —
— szumią trwożne czuby drzew przed nadciągającą nawałą —
— i wy, muzy, szumicie członkami kształtnymi i harmonijnymi — — rozprószyłyście — czy gniewne nieco? — w kosmiczny pył ściany mego więzienia szpitalnego; zniknęły wraz z podłogą i sufitem jak to tu przed chwilą żywe panoptikum; — muzy zjawione nagle, cieliste, różowe, wonnym potem pachnące — tańczycie na leśnej polanie chłodnej źródłami i paprocią; z poza lśniących pni buków spogląda na was krowimi ślepiami jednorożec; — na skraju łąki nachyla się nad migotliwą wodą płytkiego strumienia