Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/219

Ta strona została przepisana.

z rozmachem ramion kilkakrotnym — skoczyły w czarne niebo i rozbłysnęły konstelacją liry — —

Tajemny głośnik w piątym kącie pokoju, znajdujący się teraz tuż pod gniazdem kowalików (— tymczasem rozkwitły gęste kity płomiennych róż —), naszeptuje stłumionym, cichym głosem:
— ja jestem twa siódma —
— tak, Milo, tak — ty jesteś siódma — Zaledwie zmilknął odległy szept — zadrgało i zakotłowało się w konstelacji — zawirowały gwiazdy, rozprysnęły i szybko ułożyły się — podobnie jak to na ekranach bywa przy wyświetlaniu reklam — w kształt imienia: M-A-U-R-A —
Ponad gwiezdnym napisem zamajaczał mgławicowo, ledwie dostrzegalnie tors dziewczęcy i prawa wyciągnięta ręka trzymająca drzewce sztandaru, którego czerwień stapiała się z wstającą zorza świata obejmującego pożarem pół nieba — Gwiazdy wygasły.
Płomienie huczały nad ziemią jak gwar wielkiego pochodu —
Ogień rozprzestrzenił się na cały firmament — olbrzymia czerwona kopuła nakrywała ziemię budzącą się ze snu — syreny dymiących fabryk zagrały posępnie i jękliwie —: pożar!
W łunach rozwichrzonych rozżarza się dziewczęcy tors jak stal do białości — twarz wzniesiona — w gwałtownym skrócie — włosy zajęte pożarem płoną — sypią się iskry — gęsty deszcz iskier, w którym obraz zatapia się — tonie — wreszcie zalewają go wychlusty płomieni —