Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/275

Ta strona została przepisana.

ski — — aha; „Wyzwolenie“ — na tytułowej karcie jej drobne, kochane literki, wystębnowane: „Drogiemu mężykowi, z prośbą aby mój ukochany poeta stał się jego ukochaniem“ pod spodem: „M“; — no dobrze; w porządku; — jakaś mała książeczka, kalendarzyk kieszonkowy, ilustrowany, widoki różnych miast — — na podszewce okładki równym, bezosobowym, chłodnym pismem wykaligrafowana dedykacja: „Najdroższej Mili, ukochanej żonie z życzeniami, aby miłość nasza wzrastała jeśli to jeszcze możliwe“ — podpis, data; trzeci rok ich małżeństwa; — no tak, tak — — „żeby miłość wzrastała — do... ilu? — „jeśli to jeszcze możliwe“ — siły ludzkie mają swoje granice, jasne — —
Gładził dotykiem książki, sprzęty, przedmioty — jakby się uczył ich powierzchni, i jakby się z nimi żegnał; odczytywał je, tak jak ślepi swe pismo odczytują.
Ubrał się leniwie, z zahamowanym namysłem.
Gdy tylko zatrzasnęły się drzwi za dziećmi, wyszedł z pokoju, jak osłabiona mucha z pudełka — upozorował wcześniejsze odejście — zapomniał, przecież dzisiaj ma wykład w konserwatorium, prawda, musi się jeszcze przygotować — tak jakoś wypadło z głowy, że to dzisiaj — — pa! — ucałował rękę wiotką, ucałował z czcią i należnie, jak dobry znajomy, przyjaciel — — miała łzy w oczach — zdawał się tego nie dostrzegać.
Wyszedł. Odetchnął głęboko; póki schody trzymał się poręczy,
Patrzała za nim długo przez okno — zanim nie zniknął za załomem ulicy — — obejrzał się kilka