Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/282

Ta strona została przepisana.

Powtarzają.
Wracają.
Zasłaniają sobie aktorzy oczy, żeby z pamięci wyłonić właściwy szyk zdania.
Copochwila zdenerwowane, lub chłodnogniewne:
— wróć! —
— jak nie pójdzie, to do północy będziemy powtarzać; mnie jest wszystko jedno —
— wróć! —
— kuperek do torebki! — no, nie gniewać się, tylko uważać bo pani mi nim na spektaklu kulisy poprzewraca — wyprostować się — wciągnąć —

Sally! — myśli Cyprjan — ciągle ten kompleks matki — jego ojczyzna to matka, wszystkie jego kobiety to matka — to ta droga, najdroższa Sally... „imię to tylko i oczki zielone, więcej nic, ale chcę, aby to imię pachło na wieki, aby odtąd rozkochało ludzi“ — — tak myśli i cytuje rozsądnie — a ciągle tych tam dwoje nago widzi, w mózg to wprawione i wy łupać się nie da — leżą z sobą, przy sobie, na sobie — sapią, jęczą, obmacują się... Skrzypnęło krzesło jak drzwi w stodole, rozchwirutane te krzesła. — Co mnie to zresztą już obchodzi! pies z nimi tańcował! — Ale to już nie do krzeseł ta inwokacja, to do tych nagich osób, które właśnie zmieniły pozycję — — znów zaczynają na nowo — —
Horsztyński: (— gruby, dobrze odżywiony, starszy pan ze sporym brzuszkiem; łysy, tylko od uszu ponad karkiem wianuszek szpakowatych włosów; nie wysila sie, markuje raczej — dopiero na