Ciężkie przeżywał chwile w mroku posępnej widowni.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Zmiana sceny. Jak z holenderskiego obrazu —: Sforka i Trombonista. Sforkę grał Zbyszewski, stary, kochany Zbyś — grał ją świetnie, majstersko; kwestie, gesty, pomocne akcesoria z packą na muchy włącznie — wypracowane z cyzelerską akuratnością.
Sforka: (— „Zbyś“ bez charakteryzacji, oczywiście, taki sobie z ulicy wprost — a cały, proszę, Sforka; tak, to to jest aktor —):
...odczytajmy i zacznijmy od najłatwiejszych... (czyta) — primo: dlaczego kij ma dwa końce (z pod okularów łyp na Trombonistę), secundo: co ja myślę?...
Trombonista: (— suchy, wysoki — chciałoby się, aby było przeciwnie; to przeszkadza —):
...kto myśli, panie Sforka?...
Sforka: (— pac muchę na stole —):
...nic... napisano: co ja myślę... i basta... i punkt... (— haust z kufla, obtarcie wąsisków; — a trzeba podziwiać, bo ani kufla, ani wąsisków, ani okularów, ani packi na muchy, ani karteluszka z rejestrem pytań; nic; ale w ruchu, w geście, w uchwycie intencji słów, wszystko to istnieje, jest autentycznie —)
...ale posłuchaj dalej...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
I ta jej chorobliwa skłonność do ładu — od świtu do nocy — na nic innego już czasu nie starczy; groźne; zaraz w przedpokoju trzeba zdjąć trzewiki i nadziewać pantofle; pyłka nigdzie nie zostawić; — absolutna niewola, jej niewola w tym otę-