I znów obuchem w łeb — między ślepia!
Siedzą, Cyprjan i Julek, na tej ławce naszeptującej wciąż i bez przerwy. Skwerek zaludnił się dziećmi; biegają dookoła środkowego gazonu; pokrzykują radośnie.
Niebo pociemniało. Widnokręgiem już pogrzmiewa.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Rozmawiali? — zepewne — właśnie przecież trzeba odpowiedzieć — :
— no tak, Julku kochany, zapewne masz rację, chociaż jakieś niuanse czy odchylenia muszą tu być może zresztą tylko w energetyce, to znaczy zależnie od siły obopólnego pociągu —
— si duo faciunt idem, non est idem — ? —
— choćby —
Julek upierał się, że kobieta ma jednaką frajdę z każdym, żeby jej tylko do gustu trochę był.
— z każdym, zaraz z każdym (— przyznaje mu rację, lecz broni pozycji jeszcze, z daleka i bez przekonania —)
— no to odwołuję, że z każdym, ale z dwudziestoma, trzydziestoma na pe —
Janka rozgląda się wielkimi, czarnymi ślepiami po sali — profil ma wyraźnie greckich młodzieńców rzeźbionych po Praksytelesie, podbródek, skład ust, czoło, nos — słyszy piąte przez dziesiąte co to tu mówią — zabiera głos w najniestosowniejszej chwili mówi już całkiem nie à propos — :