Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/306

Ta strona została przepisana.

— widziałam was tu kiedyś w kawiarni — kochacie się jak dwa gołąbki —
Dookoła gwar pijacki szumi nonsensem.
Głupio.
Od wieczora pili setnie. We troje. Wódę. A teraz, ech, jest już późno, sakramencko późno, — żłopią wcale podłe wino, czerwone, burgund niby, ale mizerny, buraczany, alkoholizowany — w obskurnej tancbudzie, dancing niby, z produkcjami nagich tancerek; — były i inne punkty programu, lecz nie wzbudzały wśród gości żywego zainteresowania, bo i co kogo obchodzi fakir połykający płonące wegle, albo magik karciany; to nic nie jest; co innego goła dziewka; tego się chce.
Piją bez ochoty już, „na siłę“. Siedzą w „buksie“ — to jest taka seperowana loża, jedna z wielu obiegających dookoła salę. Wszędzie obrzydliwy, czerwony plusz — czerwone kule światła — wino czerwone — dym w tym wszystkim i pył, mgła — i czerwień we wszystkim; obskurne! — wszystko wnętrznościami na wierzch; flakami; kiszki — płuca — serce — wątroba — pęcherz — nerki — mózg — rozłożone, wywalone; jatki; — żywe mięso — bez kości, bez szkieletu — — tym oparem czerwonym nasycone, jak aniliną zabarwiony eksponat bakteryjny pod mikroskopem.
Cyprjan przestał pić; od pół godziny przestał; zatruty po prostu; dwoi i troi się i wiruje wszystko — karuzela —
(— kiedyż to tam karuzela; dawno —)
trudno wzrok na czymś skoncentrować i ustalić — żeby myśl choć przyczepić, zawiesić na gwoź-