Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/359

Ta strona została przepisana.

plisowanym — a kapiszony różnokolorowe: żółte, niebieskie, czerwone, liliowe, białe — fantastyczne baśniowe grzyby —)
Tym bardziej raził go nieprawdopodobny nieład w pokoju Wisi. Unikał go; przechodził przezeń: jeśli wypadło, z przymkniętymi oczami.

Z odległego miasta dochodziły alarmujące wieści; zanosiło się na masowe manifestacje i rewolucyjne poczynania. Przyjaciele i towarzysze słali listy i telegramy. — Jeszcze dzień, jeszcze noc, jeszcze dzień — byle dopisać co trzeba; byle napisać! — Potem już... pojedzie, pojedzie! Nie może być żadnych wątpliwości — nie zawiedzie! — „Cyprjan Fałn — to przecież prawie hasło!“ — piszą — „nie wolno zawieść zaufania!“ — Nie zawiedzie!! — że tragiczność w myślach i ból i opuszczenie psie? — to nie wchodzi w rachubę! to sprawa prywatna; detal.
Stamtąd też, z tego ośrodka wzburzenia i wielkich zamysłów, nadchodziły listy od Maury; — więc i to! — Odpisywał krótko; oznaczał dzień przyjazdu, zmieniał daty! — jeszcze kilka dni, jeszcze tydzień; a choćby dzień i noc — jeszcze — — „Przyjadę w noc przed tym“ — Któż mógł wtedy wiedzieć, że „przed tym“ — to będzie... któż mógł wiedzieć? kto? —

A tu to najzawilsze, najcięższe: Wisia!
Bo tam niechaj robią, niechaj działają, niechaj przygotują — nie on jest organizatorem, nie on jest czynnym społecznikiem. Pisarz. Alarm. No i to: nie zawiedzie!