Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/419

Ta strona została przepisana.

nad górami wiatr gna na północ samotną czarną chmurę; kształt jej przypomina orła... przed chwilą rozpostarty i groźny drżał przed mijającym go samolotem — piękny, zuchwały, oburzony... a teraz znikł — i z piór pogubionych, zapewne z tych piór rozrodziło się stado wróbli wiecznie ćwierkających tuż przed oknem... kłócą się, doskakują, zaperzają ...jakieś swoje sprawy, wróble sprawy... otrzepują puch kwiatowy — opada jak śnieg w północnych krajach — jak śnieg...; błoga minuta odprężenia i odsunięcia wszystkich myśli poza krąg, który jak duże koło młyńskie obraca się w rozpryskach i szumie szklanym wody... koło młyńskie za cztery reńskie... Wokół miarowego stukotu utworzyła się z rozbitej wody, z bełtowizny ruchliwej, wielobarwna mgła, z poza której n>e widać dnia i jego trosk. Mgła coraz obszerniejsza, stukot coraz cichszy — miarowy — kojący — szum — — — a — spać — —

Wstrząs nagły!
Trzykrotne pukanie do okna — tam — w frontowym —
Więc to już?
Zaraz!
Pośpiech — prędko —
Przed wyjściem, u drzwi już, uścisnęli się. Była blada i drżąca; zbladła nagle, jakby kto świecę zgasił —
— nie trzeba, Mauro, nie trzeba —
Był wysoki poranek wiosenny, gdy wyszli na ulicę.
Tamci już czekali; czterech; komitetowi.