Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/449

Ta strona została przepisana.

Miesza się i plącze wszystko — i coraz ciemniej — noc prawie.
Melodie zachodzą obrazami jak bielmem, oba razy śpiewają jak słońcem zbudzone ptaki.
To jedno wyraźnieje:

dziś niczym, jutro wszystkim my!

Trumna powoli opada, obniża się i nakrywa sobą jak nagła noc — całe miasto —

dziś niczym, jutro wszystkim my!


Przedarły się mroki.
Pojaśniało.
Nad umierajacym Cyprjanem pochyla się towarzyszka Ursa; ręce jej śpiewne i żywe; harmonijny, dziewiczy tors wyrasta z czerwonej spódnicy; wysokie, młodziutkie piersi; włos ognisty, rozwiany. Przyklęka:
— towarzyszu Cyprjanie! — towarzyszu Cyprjanie — —
Chce jej odpowiedzieć, że to nic, że bardzo dobrze — i, że jest coraz lepiej — i tak jak właśnie ma być — tylko, że zmęczenie duże, i spać — spać — zdrzemnąć się choćby na chwilę —;— i chce przytomnie potwierdzić, że wie, że ją widzi, że ona klęczy przy nim i taka jest piękna, taka piękna! — w lewej ręce trzyma czerwony sztandar — prawą położyła mu na czole; — wie, wie to wszystko — i jest dobrze; jest coraz lepiej —
Uśmiecha się do niej.
Z pamięci wciąż bardzo czynnej wyplątały się dalekie słowa — — to było wtedy, gdy się poznali z tym młodym poetą i wypili na ty: Cyprjan, An-