Strona:Zgon Oliwiera Becaille (Émile Zola) 052.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

prosto w oczy, tak mnie olśnił, że padłem jak kłoda na bruk.
W tem miejscu w życiu mojem przypada luka. Przez trzy tygodnie byłem bez przytomności. Kiedym się z mego stanu ocknął wreszcie, ujrzałem się w jakimś pokoju nieznanym mi zupełnie. Pielęgnujący mnie człowiek opowiedział mi z prostotą, że napotkawszy mnie pewnego ranka zemdlonego na bulwarze Montparnasse, wziął mnie do siebie, gdzie jestem dotąd. Był to stary lekarz, który wycofał się już z praktyki. Kiedym mu począł dziękować, obruszył się, szorstko mi przerywając, że mnie przygarnął dla studyów, ponieważ go zaciekawił mój wypadek. Zresztą w pierwszych dniach rekonwalescencyi zabronił mi surowo zadawać mu jakiekolwiek pytania, sam zaś ani wtenczas ani później nie wypytywał mnie o nic. Ośm dni jeszcze przeleżałem w łóżku w absolutnym spokoju, nie natężając nawet pamięci rozmyślaniem, bo nawet wspomnienia zbyt były męczące dla osłabionej mej głowy. Od czasu do czasu wszakże począł mnie już nawiedzać wstyd i niepokój, czy majacząc w gorączce, nie wygadałem się wobec tego człowieka z jakim imieniem lub faktem, ale lekarz nie uczynił nigdy najmniejszej aluzyi, mogącej usprawiedliwić me obawy. Dobroć jego nie wykroczyła ni razu z granic dyskrecyi.
Tymczasem przyszło lato. Pewnego czerwcowego rana uzyskałem nakoniec pozwolenie na krótką