pującym swym potencjałem wydawniczym wielkim, zresztą nielicznym, ośrodkom świeckim. Szczególną rolę pod tym względem odgrywał Poznań, największy kościelny ośrodek wydawniczy w Polsce.
Nie rezygnował też Kościół z prób kształtowania postaw inteligencji i modelu kultury polskiej jako kultury katolickiej. Służyły tym celom czasopisma o wieloletniej niekiedy tradycji swej działalności, jak krakowski miesięcznik „Przegląd Powszechny”, poznańska „Tęcza”, a zwłaszcza powstała w 1936 r. również poznańska „Kultura”, niewątpliwie najbardziej liczący się tygodnik katolicki tego typu o zasięgu ogólnokrajowym. Różnił się on w sposób istotny swym charakterem, poziomem i ambicjami od scharakreryzowanych wyżej innych czasopism katolickich. Ale choć — jak stwierdza W. Mysłek — „wielu piszących na jego łamach publicystów usiłowało w swoich artykułach odbiec od jaskrawo konserwatywnych schematów katolickiej myśli społecznej”, choć pojawiały się w
„Kulturze” akcenty „krytycyzmu społecznego”, to jednak i to stosunkowo najambitniejsze intelektualnie czasopismo katolickie nie potrafiło wyzwolić się z kanonu integryzmu katolickiego ani też zdobyć się na jakąś nową, twórczą koncepcję katolickiej myśli społecznej, wolnej od przemożnego nacisku ideologicznego hierarchii kościelnej. Nie przypadkiem pierwszy numer tygodnika w kwietniu
1936 r. otwierała wypowiedź prymasa Polski, kardynała Hlonda. Zamieszczone cotygodniowo notatki polityczne, mimo swego spokojnego tonu, „żywiły się — jak zauważa K. Koźniewski — dwiema obsesjami: antykomunizmem
i antysemityzmem”.
Jedyny zapewne wyjątek, nie mieszczący się w ciasnym gorsecie światopoglądowym integryzmu katolickiego w międzywojennej Polsce, stanowiła niewielka
grupka skupiona wokół kwartalnika „Verbum” i jego twórcy, szlachetnego humanisty, ks. Władysława Korniłowicza. Jednakże pismo to, wyróżniające się wśród pism katolickich duchem tolerancji i szacunku dla innych poglądów, nie było przez „Kulturę” prawie zauważane.
Wszystkie te sukcesy na polu czasopiśmiennictwa katolickiego nie mogły wszakże przesłonić dotkliwej luki, jaką w oczach hierarchii kościelnej stanowił brak własnej, bezpośrednio przez nią kierowanej, prasy codziennej. Wprawdzie na międzynarodowej wystawie prasy katolickiej w Watykanie w 1936 r. w pawilonie polskim figurowało aż 50 dzienników uważających się za katolickie lub „stojących na gruncie katolickim”, ale w rzeczywistości były to dzienniki związane z centrowymi i prawicowymi partiami politycznymi. Wpływ Kościoła na nie był poważny, ale nie wyłączny. W tym sensie, jak to komentował ówczesny redaktor naczelny „Ateneum Kapłańskiego” ks. Stefan Wyszyński, nie można było ich uważać za katolickie „bez zastrzeżeń”. Dzienniki te niejednokrotnie, zdaniem kół kościelnych, niejako podpierały się autorytetem Kościoła w celach partyjnych, a ponadto nieraz dawały im priorytet przed jego własnymi dążeniami i interesami. Stawiało to w oczach opinii publicznej pod znakiem zapytania atrybuty Kościoła, które sobie przypisywał i do których zawsze przywiązywał wielką wagę, mianowicie atrybut uniwersalności swej doktryny filozoficznej i społecznej oraz bezstronności i ponadpartyjności w płaszczyźnie politycznej. Kościół nie chciał być stroną w licznych sporach i polemikach politycznych między partiami i ich prasowymi organami — chciał być w tych sprawach arbitrem,
Strona:Zielinski Historia Polski-rozdzial10.djvu/017
Ta strona została przepisana.