Łodzi i w szeregu innych miast. Z czasem liczba rad delegatów w Królestwie przekroczyła 100. Do najbardziej rewolucyjnych należała Rada Delegatów Robotniczych w Zagłębiu Dąbrowskim, w której przewagę miała SDKPiL i PPS-Lewica (później komuniści). W innych radach przeważali najczęściej delegaci z PPS i innych, mniejszych partii. Jednakże i w tych radach komuniści mieli z reguły poważne wpływy i stanowili najczęściej największą po PPS siłę polityczną. Tak było m. in. w Radzie Warszawskiej. W postaci rad robotnicy polscy stworzyli instrument, który w toku dalszej ewolucji i konsolidacji mógł się stać zaczątkiem centralnej władzy ludu pracującego w skali nie tylko regionalnej, ale i ogólnokrajowej. Zjawiska podobne, choć znacznie rzadziej i na mniejszą skalę, występowały też na wsi, gdzie również — tu i ówdzie — powstawały lokalne władze rewolucyjne spośród robotników rolnych i biedoty chłopskiej.
Dnia 10 listopada przybył do Warszawy, zwolniony przez rząd niemiecki z twierdzy magdeburskiej, Józef Piłsudski. Już od pewnego czasu zabiegi o jego zwolnienie czyniły zarówno Rada Regencyjna, jak i PPS. Na prawicy i na lewicy bowiem zdawano sobie dobrze sprawę z tego, że do opanowania pełnej napięcia sytuacji w kraju potrzebna jest jednostka o dużej popularności w społeczeństwie, zdolna skupić wokół siebie maksimum zaufania możliwie szerokich rzesz ludności.
Piłsudski miał szczególnie wiele danych po temu. Od szeregu lat był silnie związany z ruchem robotniczym, organizował „czyn zbrojny” na rzecz nie podległości w czasie wojny, w końcowym jej okresie stał się przedmiotem represji ze strony okupantów, co Jeszcze silniej podniosło jego autorytet. Miał w kraju rzesze oddanych sobie zwolenników, częściowo już zorganizowanych w szeregach Polskiej Organizacji Wojskowej. Inni działali w różnych partiach i ugrupowaniach politycznych, zwłaszcza spośród tzw. lewicy niepodległościowej. Koordynował te poczynania powołany do życia jeszcze w czasie wojny przez Piłsudskiego wspomniany już tzw. Konwent A. Także ugrupowania i osobistości z prawicy społecznej oczekiwały przybycia Piłsudskiego z radością i nadzieją. Jeden z regentów, ks. Zdzisław Lubomirski, witał go osobiście na dworcu w Warszawie. Z westchnieniem ulgi powtarzał kilkakrotnie: „Wreszcie przyjeżdża, ach, jak to dobrze”. Wyrażał w ten sposób nie tylko swój osobisty pogląd. „Wtedy wszystkie stronnictwa — stwierdzał później — od najskrajniejszej prawicy od lewicy żądały od nas oddania władzy Piłsudskiemu”. Według drugiego regenta, arcybiskupa Aleksandra Kakowskiego, „Piłsudski był wtedy człowiekiem opatrznościowym [podkr. w oryg. — H.Z.], jedynym, który mógłby stać na czele odradzającej się Polski”. Nawet Narodowa Demokracja, skądinąd zdecydowanie wroga wobec Piłsudskiego, tolerowała go wówczas — świadoma, że był on rzeczywiście „mężem opatrznościowym” burżuazji polskiej w tym trudnym dla niej okresie. Zresztą i zwolnienie Piłsudskiego z Magdeburga przez rząd niemiecki w dużej mierze dyktowały te