utworzył państwową milicję ludową. Ściśle mówiąc, milicja ludowa istniała już w czasach wojny, ale była wtedy czymś w rodzaju wewnętrznej straży bezpieczeństwa w łonie PPS. Przekształcona obecnie w instytucję państwową, nie straciła przez to swego w dużej mierze robotniczego charakteru. Niejednokrotnie milicja ludowa nie pozwalała się użyć przeciwko robotnikom lub wręcz opowiadała się po ich stronie.
W następstwie tych posunięć rząd Moraczewskiego był przedmiotem ostrych ataków zarówno ze strony kół prawicy społecznej, która zarzucała mu jego „czerwony”, „socjalistyczny” charakter, jak i ze strony rewolucyjnej lewicy ruchu robotniczego, uważającej go za rząd „reakcyjny”. Nie oznacza to jednak bynajmniej, ażeby linia polityczna, a zwłaszcza ideologiczna rządu Moraczewskiego przebiegała w równej odległości od pozycji jego przeciwników tak z lewa, jak i z prawa. Oskarżając z pasją siły prawicy za ich polityczną hipokryzję i wstecznictwo, dążył Moraczewski do ograniczenia ich wpływu i znaczenia w życiu publicznym. Nie wykluczał jednak całkowicie współpracy z nimi. Na lewo od siebie widział natomiast przepaść nie do przebycia. Stanowisko to odzwierciedlało niejako dwa oblicza walki o charakter państwa: o jego burżuazyjny lub socjalistyczny ustrój (przeciwko rewolucyjnej lewicy) oraz o jego demokratyczny model w ramach ustroju burżuazyjnego (przeciwko siłom prawicy, reprezentowanej głównie przez Narodową Demokrację i wspieranej niekiedy przez PSL „Piast”).
Tę szczególną i dwoistą rolę rządu Moraczewskiego, a przede wszystkim Piłsudskiego i w ogólności obozu piłsudczykowskiego w ówczesnych warunkach, uznawał poniekąd także obóz endecki, którego polityczny sztab główny w postaci KNP działał wówczas w Paryżu pod przewodnictwem Romana Dmowskiego. Dał temu wyraz przez wysłanie w grudniu 1918 r. do Warszawy swego przedstawiciela w osobie prof. Stanisława Grabskiego. Zaopatrzony w odpowiednie instrukcje Komitetu miał on tam rozejrzeć się w sytuacji i nawiązać kontakt z Piłsudskim i „kołami lewicowymi”. Uzgodnienie tych instrukcji nie przyszło Komitetowi łatwo: nieufność i wrogość do „socjalistycznego rządu” warszawskiego sięgała tak głęboko, że nawet chwilowa tylko i ograniczona współpraca z nim wywoływała w tym zespole poważne opory i rozbieżności. Ostatecznie górę wzięła argumentacja jego niekwestionowanego przywódcy, Romana Dmowskiego, który niewątpliwie najlepiej rozumiał wysokość stawki politycznej, o jaką toczyła się walka w kraju. Przeciwstawiając się głosom, żądającym podjęcia otwartej walki z rządem Moraczewskiego, Dmowski zwracał uwagę, że „prócz nas i ludzi sprawujących dziś władzę w kraju są i inne czynniki, z którymi musimy się liczyć: bolszewizm, głód i intrygi wśród Aliantów”. „Musimy — mówił — dążyć do kompromisu z żywiołami, które uchodzą za wolnościowe”. Dlatego „mając na względzie, że grozi nam dzisiaj na wewnątrz wojna domowa lub bolszewizm, zgadzamy się na kompromis i nawet na zachowanie władzy przez żywioły lewicowe, aż do chwili zwołania sejmu regularnego i przesądzenia sprawy polskiej na kongresie pokojowym”. Posunął się nawet do stwierdzenia, iż należy „cenić ten rząd” i poprzeć go. Na kolejnym posiedzeniu KNP 2 listopada 1918 r. na wiadomość o powierzeniu i Piłsudskiemu stanowiska Naczelnika Państwa, stwierdził: „Fakt ten należy uważać