wobec nadmiernie rozpolitykowanych oficerów piłsudczykowskich. Mimo to ich rola i pozycja w armii pozostawały ciągle silne, podobnie jak silny był również autorytet Piłsudskiego. Świadczyła o tym wymownie m. in. manifestacja wierności i poparcia dla Piłsudskiego w Sulejówku z udziałem kilkuset oficerów w listopadzie 1925 r. W ich imieniu gen. Orlicz-Dreszer prosił Komendanta, by nie uchylał się od pracy dla państwa, zapewniając go jednocześnie, że może liczyć nie tylko na „wdzięczne serca” w wojsku, ale i „pewne, w zwycięstwach zaprawione szable”. Pachniało to już buntem...
W tych warunkach stworzenie nowego gabinetu, mającego szanse na akceptację Piłsudskiego, nie zapowiadało się dobrze. Nie była to zresztą komplikacja jedyna.
Druga poważna trudność w zmontowaniu gabinetu tkwiła w stanowisku PPS. bez której musiałby mieć on piętno rządu wyraźnie prawicowego. Co prawda już od swego XIX Zjazdu (przełom 1923/24 r.) PPS odstąpiła od swej dotychczasowej zasady nieuczestniczenia w gabinetach tworzonych przez partie burżuazyjne. Przyjęto wówczas — wbrew oporowi lewicy w partii — że w określonych warunkach może ona poprzeć rząd „antyprawicowy, którego działalność nie będzie sprzeczna z interesami klasy robotniczej”. Ale nawet przy takim uelastycznieniu dotychczasowych zasad niełatwo było zdecydować się kierownictwu partii na bezpośrednią współpracę z siłami prawicy bez zapewnienia sobie poważnego wpływu w nowym gabinecie.
Po długich perswazjach i przetargach udało się wreszcie desygnowanemu premierowi. dotychczasowemu ministrowi spraw zagranicznych. Aleksandrowi Skrzyńskiemu złożyć 20 listopada 1925 r. gabinet koalicyjny, opierający się