walczących w Hiszpanii. W rzeczywistości praktyczne owoce tej „polityki nieinterwencji” były mniej niż skromne, co wobec rozmiarów zaangażowania zbrojnego włosko-niemieckiego przynosiło nieporównanie większe pożytki rebeliantom niż legalnemu rządowi. Przedstawiciel radziecki w Komitecie, ambasador ZSRR w Londynie I. Majski, następująco oceniał wyniki jego działalności: „Komitet Nieinterwencji w istocie rzeczy stał się parawanem, osłaniającym potężną pomoc udzielaną przez państwa faszystowskie generałowi Franco. Państwa te poczuły, że mogą się nie lękać poważnego oporu wobec ich agresywnych planów — oporu nie w słowach, lecz w czynach — ze strony Anglii, Francji, Stanów Zjednoczonych. Obawiam się — stwierdzał dalej Majski — że po tego rodzaju doświadczeniach Hitler i Mussolini mogą stać się jeszcze bardziej pewni całkowitej bezkarności w wypadku jakichkolwiek, choćby najpotworniejszych dywersji na arenie międzynarodowej. A skoro tak, oznacza to, że niebezpieczeństwo wojny europejskiej, może nawet drugiej wojny światowej, wzrosło”.
W tych warunkach krystalizował się sojusz głównych państw faszystowskich, skierowany przeciwko wszelkim ruchom postępowym, a zwłaszcza komunistycznym, skonkretyzowany w latach 1936 — I 937 w tzw. pakcie antykominternowskim, opartym na „osi” Berlin — Tokio-Rzym. Polska nie zgodziła się na przystąpienie do tego paktu. Jednakże jej stosunek zarówno do agresji włoskiej w Abisynii, jak i stanowisko w sprawie wojny domowej w Hiszpanii wskazywały niedwuznacznie. że sympatie rządu polskiego są po stronie Mussoliniego i gen. Franco.
Szczególne, bezpośrednie znaczenie dla Polski miały wszakże posunięcia polityczne i wojskowe Niemiec. Zmierzały one konsekwentnie do jak najszybszej rozbudowy swych sił zbrojnych oraz uwolnienia się od krępujących więzów traktatu wersalskiego i innych porozumień międzynarodowych. Ważnym nowym krokiem w tej dziedzinie było wypowiedzenie przez III Rzeszę 7 marca 1936 r. układów lokarneńskich i traktatu wersalskiego w sprawie strefy zdemilitaryzowanej w Nadrenii i wprowadzenie tam wojsk niemieckich. Było to kolejne pogwałcenie traktatów, szczególnie jaskrawe (układy lokarneńskie zostały podpisane przez Niemcy całkowicie dobrowolnie i nawet przez samych Niemców nie były uważane za „dyktat”) i bezpośrednio zagrażające Francji. Również w Polsce zawsze uważano demilitaryzację strefy nadreńskiej za istotny element bezpieczeństwa. Jednakże i tym razem ograniczono się jedynie do protestów, przy czym ze strony polskiej były one wybitnie dwuznaczne. Wprawdzie min. Beck jeszcze tego samego dnia, 7 marca, zadeklarował ambasadorowi francuskiemu w Warszawie, L. Noelowi, gotowość wypełnienia przez Polskę wszelkich zobowiązań sojuszniczych wobec Francji, ale jednocześnie (w rozmowach w MSZ) stwierdzał, że „jego zdaniem naruszenie przez Niemcy zony zdemilitaryzowanej nie stwarza dla nas tzw. casus foederis”, Podkreślał też, że w czekających go rozmowach dyplomatycznych „nie będzie ukrywał, co o całej sytuacji myśli i nie da się namówić na potępiające rezolucje, jak to miało miejsce w kwietniu ub. r. przy okazji rozpatrywania dozbrajania się Niemiec”. Był zresztą od początku przekonany (co się w pełni potwierdziło), że Francja nie zdobędzie się na żaden energiczniejszy krok, który by naprawdę zmusił Polskę do zrealizowania złożonej ambasadorowi Noëlowi deklaracji.
Strona:Zielinski Historia Polski-rozdzial8.djvu/012
Ta strona została przepisana.